Reguła nr 1. Zdefiniuj model biznesowy
Pod tym pięknym hasłem które tak często będziesz słyszał zarówno na przepłaconych studiach zarządzania jak w niemal każdym inkubatorze kryje się bardzo proste twierdzenie.
„Kto jest moim klientem? Jak je mogę odebrać moje pieniądze z jego portfela.”
Lubię takie mocne stwierdzenia i w dalszej części będę je używał, ponieważ
zostawiają mocne wrażenia na długo w pamięci. Tak wiem, brzmi trochę jak próba rozbójnicza,
ale w istocie to magiczna gra, która skłania klientów do samodzielnego otwarcia
portfela i zakupu Twoich usług lub produktów. Bez określenia rynku, na którym
chcesz działać i jakie wartości chcesz klientowi ofertować nie ma sensu
otwierania firmy.
Kiedy wraz z wspólnikami zaczęliśmy robić model biznesowy dla naszego
portalu NowyInteres.pl wspólnie ustaliliśmy kto może być odbiorca naszych usług
i dlaczego mógłby kupować nasze usługi. Dlaczego ktoś kupiłby narzędzie
działające w sieci służące do robienia biznesplanów.
Nasza lista potencjalnych klientów wyglądała następująco:
a)
przedsiębiorcy
którzy chcą złożyć wniosek kredytowy do banku celem rozwinięcia biznesu
b)
startupy
które chcą sprawdzić, ile potrzebują pieniędzy na rozpoczęcie projektu
c)
studenci i
uczniowie, którzy chcą zrobić biznesplan na zamówienie
d)
wykładowcy i
nauczyciele przedsiębiorczości na uczelniach i szkołach
e) banki które
chcą wdrożyć powtarzalne, usystematyzowane procedury przyznawania kredytów
oparte na zasadach rachunkowości polskiej
f) firmy konsultingowe
przygotowujące dla swoich klientów scenariusze rozwoju przedsiębiorstw oraz
strategie ekspansji
g) agendy
rządowe oraz urzędy pracy wymagające do składanych wniosków o dofinansowanie
biznesplanów opartych na ujednoliconych wzorcach
h) uczelnie które
prowadzą zajęcia z przedsiębiorczości i chciałby by prowadzić warsztaty dla
studentów na podstawie własnego podręcznika wraz własnym szablonem biznesplanu
Jak widzisz dość szeroko zdefiniowaliśmy rynek odbiorców naszych usług. Jest
to niezbyt podręcznikowe i zazwyczaj rekomendowane jest inne podejście. Zwykle
ostro definiuję rynek i klienta, gdy go „mocno czuję”. Mogę sobie go wyobrazić
lub jeszcze lepiej jak go znam i jego typowe zachowania. Tym nie mniej, warto
zauważyć, iż nasz „klient” jest dość wyraźnie zarysowany wraz z definicją jego
potrzeby jakie możemy spełnić bez specjalnego dostosowania do jego
indywidualnych potrzeb.
Gdzie biorą ryby?
Tę samą metodę szerokiego sprawdzania rynku na nowe
produkty technologiczne potwierdził Tadeusz "Tad" Witkowicz - legenda
przedsiębiorczości technologicznej i jeden z najbogatszych Polaków. Dwa lata
temu rozmawiał z nami na temat wyników sprzedaży w innym naszym startupie
(Deskdoo.com). Pytanie Tada „Ok. Zarzuciliście
wędki i gdzie rybka bierze?”. Chwila wymownego milczenia. Niestety czasem „rybka”
nie bierze i trzeba się zdecydować czy czekać i próbować dalej, rzucać więcej
wędek a może to co mamy do zaoferowania rybkom zupełnie jest niejadalne.
Rynek z czasem nasze założenia rynku docelowego dla
NowyInteres.pl zrewidował. Cześć założeń okazała się słuszna i potwierdzona
płatnościami a cześć wprowadziła nas w mocne zdziwienie choć wszyscy wspólnicy
mieli już po kilkanaście lat pracy na różnych stanowiskach i trochę poznaliśmy
reguł w jaki sposób różni klienci podejmują decyzje zakupowe.
Lekcja gorzkiej prawdy o rynku to norma a nie odchylenie
Naszymi największymi błędami było
przyjęcie, iż najlepszymi odbiorcami naszych rozwiązań które ofertowaliśmy w
NowyInteres.pl będą banki. Liczyliśmy
na rosnącą konkurencję produktową, chęć zorganizowania i usystematyzowania
rozwiązań wniosków kredytowych dla ich najlepszych klientów, czyli
przedsiębiorców. Udało nam się dotrzeć do paru osób z zarządów kliku banków i
dokonać prezentacji oraz wstępnie zainteresować ofertą. Niestety na tym sukcesy
w zdobywaniu tego segmentu się skończyły.
Większość systemu bankowego została sprzedana i pełni rolę lokalnego
oddziału wprowadzającego standardy korporacyjne ustalane w innych krajach. Przebicie
się z własnym rozwiązaniem jest niezwykle trudne. Dwa banki które można nazwać
przymiotnikiem „polskie” wyraziły zainteresowanie. Menadżerowie średniego szczebla bardzo szybko
dostrzegają możliwości wprowadzenia i zastosowania w procesie biznesowym. Kompletny
brak decyzyjności spowodowany obawą o utratę własnego statusu oraz zbyt mocne
upolitycznienie każdej większej zmiany zabija ducha innowacji w każdej dużej
korporacji. Straciliśmy mnóstwo czasu i energii.
Nasza nauczka była bolesna głównie przez moje zbyt ambitne cele jakie
postawiłem przy tworzeniu modelu klienta. Cały problem polegał na tym, że
kiedyś dokonałem takiej sztuki wcześniej i wydawało mi się, że wiem jak to się
robi. Nie zrozumiałem, dlaczego wówczas mi się udało a teraz niekoniecznie
musi.
20 lat temu napisałem oprogramowanie dla agentów ubezpieczeniowych
wspomagający proces sprzedaży – w uproszczeniu taki pierwszy CRM dla agentów na
rynku. Program dobrze się przyjął i osiągałem dobre wyniki sprzedaży. Agenci
używający byli bardzo zadowoleni, że dostali narzędzie za kilkaset złotych a
przekłada się to na znacznie lepszą obsługę klienta co przynosi zyski. W ciągu
paru lat pokazałem program dla kilku firmy ubezpieczeniowych i w końcu udało
się. Podpisałem kontrakt na wyłączność rozwiązania dla jednej firmy na
wdrożenie do całej sieci sprzedaży. Firma osiągnęła spektakularny sukces,
szybko zajmując rynek przy pomocy lepiej wyposażonych w narzędzia informatyczne
sprzedawców. Pierwszy kontrakt, który był planowany na rok przeciągnął się na
15 lat który pozwolił mi bardzo dobrze zrozumieć w jaki sposób pisać systemy
finansowe, tworzyć skomplikowane modele finansowe przeróżnych produktów oraz
przekładać całą wiedzę na sprzedaż produktów finansowych.
Pomimo mojego doświadczenia w tym sektorze oraz wspólnika - naprawdę
dobrego sprzedawcy, który zjadł przysłowiowe zęby na sprzedaży oprogramowania
dla klientów korporacyjnych dostaliśmy lekcje pokory wobec możliwości sprzedaży
innowacyjnych rozwiązań dla banków.
Sukcesy cieszą, porażki uczą
Lekcja jaką odrobiłem jest dość prosta do wytłumaczenia. Klienci
korporacyjni kupują znane marki. Stara prawda powtarzana przez sprzedawców
rozwiązań IT dla rynku korporacyjnego jest taka:
“Nobody ever got fired for choosing IBM”
W dużych korporacjach decyzje zakupowe oprogramowania podejmowane są na
szczeblu dyrektora IT lub prezesa lub członka zarządu. Ponieważ te pozycje są
wysokopłatne nikt nie chce ryzykować wybrania małego dostawcy oprogramowania
pomimo, iż oferuje on znacznie lepsze rozwiązania i warunki niż giganty IT.
Lepiej zdobywać doświadczenie i rynek od małych klientów dostosowując cały
czas produkt i z czasem podnosząc poprzeczkę wyżej i próbować cały czas
zdobywać większych klientów. Musisz zbudować element zaufania do swojej marki i
potwierdzić przydatność produktu dla mniejszych klientów. Mityczna droga „na
skróty” często prowadzi na bagienny teren, gdzie stracisz mnóstwo energii i nie
osiągniesz żadnej sprzedaży.
Komentarze