6 strategii dla nowej firmy
1.
Strategia „kop
gdzie odkryto podobno właśnie ropę”
Pamiętasz jak parę lat temu w Polsce nagle zaroiło się od międzynarodowych
firm kopiących po polach i szukających złóż gaz łupkowego? Parę artykułów i
szacunki na temat potencjalnych gigantycznych złóż rozbudziło prawdziwą
gorączkę na parę lat. Nikt nie chciał słuchać rozważnych głosów, politycy śnili
o „nowej Norwegii” i niezależności od rosyjskiego gazu a naftowi biznesmeni
prześcigali się w wykupywaniu koncesji. Nowe rynki wzbudzają nadzieję w każdym
biznesie.
Jak zaadoptować to do startupu nowych technologii? Najprościej obserwować
który startup właśnie dostaje rundy inwestycyjne w Krzemowej Dolinie.
Znajdziesz je przeszukując Cruchbase, czytając TechCrunch lub newsletterach
inwestycyjnych.
Te startupy które dostają kolejne rundy finansowania w wysokości
kilkudziesięciu i więcej milionów dolarów są już poza zasięgiem możliwym do
sfinansowania w polskich warunkach. Te pieniądze dostają na rozwój na
globalnych rynkach. Mają już mocne trakcje i solidne, rozwinięte technologiczne
produkty. Idealne wydają się te które mają 2 rundy finansowania w wysokości
kliku milionów dolarów.
Zapewne wiele osób będzie się oburzać, że proponuję taką strategię. To
przecież mało etyczne i niehonorowe. Częściowo mają racje i sam miałem długo
wiele oporów z jej użyciem. Po tym to co zobaczyłem w Krzemowej Dolinie
rozwiało moje wątpliwości. W skrócie model i podejście do startupów działa jak
wyjaśnił to na jednym zamkniętym wystąpieniu organizowanym w akceleratorze 500
Startups w San Francisco jeden z inwestorów "Możesz to skopiować? Skopiuj to. Możesz to
ukraść. Ukradnij to. Nie da się? Kup to."
Podejście takie wcale nie jest jednostkowe lecz
raczej dobrze opisuje reguły dość brutalnego biznesu jakim jest naprawdę biznes
technologiczny. Nie byliśmy wcale zdziwieni kiedy po artykule na temat naszego
startupu Deskdoo w TechCrunch rejestrowało się bardzo dużo osób z działów
R&D (Research and Development) największych firm informatycznych z całego
świata testując co nam się udało zrobić.
Musisz uważać na prawników i umowy licencyjne użytkowania. Ważna uwaga przy
podejmowaniu decyzji wybrania tej strategii. Jest spora grupa inwestorów w
Polsce, którzy z awersją patrzą na tzw. model „copy cat”. Cała sztuka polega na
wybraniu takich pod kątem lokalizacji z unikalną modyfikacją pod szczególne
uwarunkowania lokalnego rynku.
Testujesz samemu, sprawdzasz, czy są dla Ciebie atrakcyjne jako klienta i
czy można je przełożyć na rynek polski. Czym więcej jest unikalności lokalnego
rynku tym lepiej dla Ciebie. Taką strategię zrobiliśmy z sukcesem w
NowyInteres.pl – mamy dość specyficzne zasady rachunkowości oraz raporty
finansowe które amerykański odpowiednik nigdy nie wprowadzi.
Moja rada na
podsumowanie. Nie kopiuj 1:1, lecz zainspiruj się. Podobnie jak pewien amerykański
prezydent kiedyś „owszem palił, lecz się nie zaciągał”.
2. Strategia „zrób tradycyjny biznes i go unowocześniaj”
Wiele biznesów które obecnie odnoszą sukcesy i zapewnią ci płacących
klientów można bez większych problemów powielać. Duża cześć ciągle dochodowych
biznesów powstawała kilkanaście lat temu i niewiele zmieniła w swoim modelu
działania. Kopiując model biznesowy i wprowadzając lekkie usprawniania np. w
procesach zakupowych lub obsłudze można osiągnąć szybko zaskakujące rezultaty
na które musiałbyś pracować kilkanaście lat.
Przykładem może być np. tradycyjny biznes „wymiana opon”. To dość prosty
model działania na ciągle rosnącym rynku – coraz więcej samochodów. Wystarczy
garaż, kilkadziesiąt tysięcy inwestycji w sprzęt (podnośnik, wyważarka itd.) i
czekamy na sezon (kwiecień-maj, październik-listopad). Trochę podstawowego
marketingu (szyld) i można się działać.
Unowocześnieniem takiego biznesu może być np. zmiana w mobilną wymianę
opon. Lekko upraszczając cały biznesowy model ładujesz cały sprzęt do wymiany i
wyważania opon do samochodu dostawczego. Robisz stronę do zgłoszeń w internecie
i podjeżdżasz do klienta, który np. właśnie pracuje w biurze i na chwilę
zejdzie wydać klucze lub siedzi sobie spokojnie w domu i nie ma ochoty ani
czasu jeździć po warsztatach. Wydawać by się mogło, że taki pomysł na
przedsiębiorstwo ma spore szanse powodzenia w dużych miastach. Ma wiele zalet jak
np. skalowalność, czyli w skrócie możliwość powielania i rozwoju tego samego
modelu prowadzenia biznesu. W mojej opinii Warszawa jest najlepszym miejscem w
Polsce na walidowanie pomysłów ze względu na szybko bogacące się, ale mocno
zabiegane społeczeństwo i ciągły napływ nowych, otwartych na innowacje osób –
także z wschodnich krajów. Jednak przyglądając się bliżej temu pomysłowi jednak
nie zdecydowałem się zainwestować (potrzebny wkład gotówkowy według naszego
biznesplanu to ok. 150k zł).
Problemów z tą strategią i polskim rynkiem jest kilka. Generalnie płytki rynek ze względu jeszcze
wąską klasę średnią przy dość mocno konserwatywny podejściu zakupowym klientów.
Nasze zachowanie konsumencie określić co najwyżej jako „sprytni naśladowcy”
lecz nie jako „innowatorzy”. Ciągle lubimy kupować znane marki globalne oraz
coś co kupują już inni podobni do nas konsumenci. Możesz mieć kłopoty z nowym
modelem biznesowym który jeszcze nie przyjął się mocno na zachodzie Europy
który zmienia tradycyjne zachowanie konsumentów. Z Twoim pomysłem na nowe
przedsiębiorstwo lepiej dobrze się zastanowić czy starczy ci determinacji i
gotówki zanim model się przyjmie. Podobny problem napotkali 15 lat temu moi
koledzy rozpoczynając zbyt wcześnie próbę dostarczania przygotowanych,
zdrowych pudełek lunchowych do domów i
biur klientów. Dziś ten rynek całkiem dobrze funkcjonuje w dużych miastach.
Wówczas rynek tego nie przyjął. Ważny jest zatem czas kiedy zacząć naprawdę
działać i wcale nie musisz być pierwszy. „Pionierzy mają dużo strzał w plecach”
jak mówią w USA.
3. Strategia „wykorzystaj szybkość i właściwy moment”
Najtrudniejsza ze wszystkich strategii robienia biznesu którą zaleciłbym
wyłącznie dla najbardziej szalonych i odważnych. Idea opiera się na obserwacji
trendów technologicznych i swoistego wskakiwania z pomysłem, który wpasowuje
się pod obecne najbardziej gorące zwroty. Zeszłoroczne np. „Big Data”,
tegoroczne „Chatboty” czy „AI”. Sam nie rozumiem do końca skąd te szaleństwo w
oczach inwestorów podczas naprawdę słabych pitchów ale to faktycznie działa.
Z moich obserwacji wynika, iż jeżeli uda się Tobie zrobić produkt nawet do
końca technologiczne doskonały i znajdujący potwierdzenie przez płacących klientów,
lecz wpasowując się nowe technologiczne szaleństwo to masz szansę powodzenia na
całkiem dobrą inwestycję.
Podstawowy warunek: musisz mieć czas, wolne zasoby gotówki, aby rozpocząć
szybko działać. Istotna jest silna motywacja i chęci zrobienia czegoś naprawdę
„hot”. Zastanów się czy jesteś naprawdę gotów oddać wszystkie wieczory,
weekendy i wakacje. Wszystko po to, aby go zrobić jak najszybciej na „demo day”.
Na dodatek musisz poszukać kogoś jeszcze równie szalonego jak Ty, ponieważ sam
nie dasz rady logistycznie i fizycznie wszystkiego ogarnąć. Ilość spotkań,
wyjazdów na startupowe eventy przy ciągłym rozwoju produktu jest
przytłaczająca. Dlatego właśnie nigdy nie robię niczego samodzielnie.
Problem z tą strategią polega na tym, że musisz bardzo szybko robić
pierwszą wersję produktu, piczować na każdej możliwej konferencji na świecie i
sprzedawać i jeszcze raz sprzedawać marzenia. Taką strategię robiliśmy w
Deskdoo.com. Zrobiliśmy produkt, wpasowaliśmy się w trend „cloud computing”.
Leczy to nie wszystko. Ktoś musi to w końcu powiedzieć. Magiczna sztuczka naprawdę
polega na sprzedaży udziałów w odpowiednim momencie za najrozsądniejszą cenę. Łatwo
niestety ten moment przegapić i zasadniczo należy szukać poza krajem. Sprzedaż
za dużo udziałów w pierwszej rundzie to zostaniesz pracownikiem najemnym
inwestora. Sprzedaż udziały za małą cenę to projektu nie skończysz, bo
zabraknie pieniędzy.
4. Strategia „skomercjalizuj swoją pracę naukową”
Generalnie jestem przeciwny
ingerencji państwa i urzędników w wolny rynek. Tam powinien rządzić
„niewidzialna ręka” Adama
Smitha. Każda ingerencja państwa w rynek powoduje jego
zaburzenie i przedsiębiorcy tracą jasne reguły rynku. Konkurują już nie tylko
produktami, jakością i ceną, ale także subsydiowanymi przez państwo
przedsiębiorcami i żyją z podatków innych przedsiębiorców. Na dodatek pierwsze
programy wsparcia organizowane przez PARP były naprawdę fatalne i przyczyniały
się do powstawania wielu patologii na rynku. Co roku widzę jednak ciągły postęp
w ich wdrażaniu i wyciąganie wniosków z porażek.
Postęp społeczny i rozwiązywanie
problemów cywilizacyjnych nie zależy od obietnic polityków. Jest zależny jest
od rozwoju technologii i jego dostępności dla społeczeństwa. To technologia
przedłuża nam życie i zwiększa nam komfort życia poprzez wprowadzanie kolejnych
usprawnień. Podczas akceleracji w MIT Enterprise Poland poznałem dwa bardzo
obiecujące startupy (XTPL oraz Polteg). Oba pozyskały fundusze z NCBiR i robią bardzo
potrzebne rozwiązania które nigdy nie zostałyby sfinansowane z prywatnych
funduszy ze względu na zbyt długi okres (>5 lat) kiedy ich rozwiązania
znajdą się na rynku i zaczną przynosić zysk inwestorom.
O ile kilkaset lat temu przełomowe
odkrycia naukowe dokonywali samotni naukowcy to dziś dalszy postęp
technologiczny wymaga znacznych nakładów finansowych a do „długiego ogonu
inwestycyjnego” inwestorzy prywatni się nie palą. Zarządzającym funduszami
inwestycyjnymi zadania są proste. Dostarczyć funduszom i ich akcjonariuszom
ponadprzeciętny wzrost. Za te zadania są premiowani co roku więc co roku muszą
pokazać, jak rośnie ich portfel inwestycyjny. Jak nie urośnie to będą szukać
nowej pracy.
Jeżeli właśnie prowadzisz pracę naukową lub zamierzasz kontynuować swoje
badania które można będzie w przyszłości wykorzystać w biznesie to masz nowe
możliwości o których nie mogli myśleć Twoi poprzednicy. Postaraj się dostać do
programów organizowanych przez NCBiR. Z każdym rokiem są coraz lepsze i dzięki
nim nie będziesz musiał emigrować, aby skomercjalizować swoje odkrycia bez
nacisków inwestora i ciągłych pytań „ile wyniosła sprzedaż w ostatnim
miesiącu?”.
5. Strategia „otwartego oprogramowania”
Każdy z nas korzysta z darmowego oprogramowania zarówno udostępnianego
przez małe firmy jak i gigantów oprogramowania. Zastanawiałeś się zapewne po co
tworzyć darmowe rozwiązania i dlaczego tak wiele firm piszących oprogramowanie coraz
cześciej decyduje się taki ruch.
Powodów jest co najmniej kilka. W moje ocenie wypuszczanie ”wolnego
oprogramowania” pozwala na szybkie skupienie uwagi potencjalnych użytkowników.
Łatwo w ten sposób przyciągnąć i zaprosić do użytkowania nowych rozwiązań.
Wystarczy wypuścić kod w github aby w ciągu kliku miesięcy klika tysięcy osób
zainstalowało co napisałeś i sprawdziło w działaniu. Oszczędzisz w ten sposób
na zespole testerów i możesz znaleźć bardzo dobrych programistów na całym
świecie którzy z Tobą będą chcieli rozwijać system. Gdzie zatem zysk i jak zrobić
z tego biznes?
Parę lat temu w Figaro Software wypuściliśmy na zasadach open source
bibiotekę (fxPDF.com) do łatwego tworzenia dokumentów w formacie PDF. Sami ją
napisaliśmy do celów projektu innego klienta i dobrze sądziliśmy, że taka
biblioteka może przydać się innym.
Przyjęcie było bardzo dobre. W pierwszym tygodniu mieliśmy klika tysięcy
pobrań i zgłoszonych kilkadziesiąt błędów. Najciekawsze jest jednak znalezienie
innych klientów którzy wykupili nasze usługi do rozwinięcia ich projektów z
wykorzystaniem naszej biblioteki. Dostaliśmy zatem coś co bardzo trudno uzyskać
za pomocą tradycyjnego „cold call”. Gotowe kontrakty po dobrych stawkach w
technologii którą sami napisaliśmy.
Inne podejście zarabianiu przy pomocy tej strategii z powodzeniem
wykorzystują takie startupy jak np. GitLab. Oferują bardzo dobry system do
zarządzania kontroli wersji w dwóch licencjach. Darmowej oraz skierowanej dla
dużych przedsiębiorstw (Enterprise). Darmowa zupełnie wystarcza dla małych
zespołów programistów i cieszy się sporym powodzeniem – kilka tysięcy
miesięcznie instalacji. Rozmawiając z twórcami GitLab dowiedziałem się, że rozszerzony
o komercyjne funkcjonalności model Enterprise kupiło kilkaset dużych klientów
co pozwala dość szybko rozwijać startup i finansować jego działalność z
pieniędzy najlepszego inwestora na świecie – jego klientów pozyskanych dzięki
„darmowemu” zainteresowaniu.
6. Strategia „spin-off”
Przez wiele lat próbowaliśmy robić w naszej firmie informatycznej sami
projekty które wydawały nam się bardzo obiecujące. Wpadaliśmy na jakiś ciekawy pomysł
i zatrudnialiśmy programistów. Niemal wszystkie pomysły kończyły niestety w ten
sam sposób. Lądowały na półce niedokończone. Pomimo używania różnych metodyk
zwinnego jak Extreme Programming czy Scum zwykle po kliku miesiącach pracy
spadała motywacja, kod stawał się coraz bardziej zawiły i pojawiały się
problemy z dyscypliną zespołów.
Nam samym brakowało motywacji do ich skończenia a najgorszą pracą dla
informatyka jest próba dokończenia systemu porzuconego przez innych. Przez ponad
20 lat pracy i pisania programów nie poznałem nikogo kto by to lubił. Prędzej
informatycy decydują się na pisanie systemu „od zera” niż poprawianie kodu po
innych. Pisanie solidnej dokumentacji dla samego siebie to raczej rzadka
przypadłość w tym zawodzie. Ciężko menadżerom wymusić pisania testów
jednostkowych a co dopiero dobrze udokumentowanego kodu w wielowarstwowych i
rozproszonej architekturze.
W czasach kiedy trwa polowanie na najlepszych informatyków a head hunterzy
potrafiących dzwonić do działów IT i proponować przechodzenie na nowe
stanowiska ze znacznie wyższą pensją musimy poszukiwać metod na zatrzymanie
pracowników. Dlatego metoda „spin-off” zaczyna być coraz bardziej popularna w
firmach informatycznych. Model opiera się na tworzeniu nowych projektów jako
osobne firmy IT (spółki) w których
udziałowcami zostają w części główni pracownicy w nią zaangażowani.
Taki model ma to dużo zalet. Pracownicy czują, że jest to ich firma godząc
się na niższe pensje niż mogliby dostać na rynku. Nie są tacy skłonni do jej
opuszczania bo umowa wspólników może regulować sytuację w której wspólnicy nie
mogą opuścić projektu nie tracąc przy tym udziałów (przymusowy wykup akcji). Najważniejszą
jest jednak inna zaleta. Wszyscy zaangażowani w projekt sami posiadając akcje
firmy sami wiedzą co mają robić i starają się całym sercem pracować jak
najwydajniej. Projekty jakie obserwowałem robione w modelu „spin-off” są
zazwyczaj bardzo zaawansowane technologiczne i przemyślane biznesowo. Mają
solidniejsze podstawy finansowania pozyskane z „firmy matki” oraz prawdziwy
mentoring od osób inicjujących i finansujących nowy startup.
W sumie to racja.
OdpowiedzUsuń