Talent to nie wszystko, by zaistnieć na rynku
Jedną z pierwszych lektur jakie przeczytałem będąc dzieckiem była nowela
“Janko Muzykant” Henryka Sieniewicza. Dla przypomnienia niektórym krótkie
streszczenie. Tematem jest los wiejskiego, utalentowanego chłopca które
wszędzie słyszał muzykę. Ciemne wiejskie XIX wieczne otoczenie nie rozumie
talentu Janka. Mógłby zostać wspaniałym artystą, ale nie ma do tego potrzebnych
skrzypek które kradnie ze dworu. Lokalna arystokracja zachwyca się zagraniczną
sztuką, której tak naprawdę nie rozumie traktując Janka jako lokalnego złodziejaszka
kompletnie nie dostrzegając jego umiejętności. Temat kończy się tragicznie co
oczywiście budzi sprzeciw wśród pozytywistycznie nastawionych czytelników.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ współcześnie mamy podobny mit oparty o dość
podobnych przesłankach. Nazywam go „Janko Startupowiec”. Jest dość powszechny i
można go spotkać niemal na każdej większej imprezie. Mit Janka został
przerobiony na mit wielkiego ukrytego talentu (pomysłu na biznes), któremu do
rozwinięcia potrzebne są zamiast skrzypek oczywiście tylko Pierwszy Milion a
potem już przecież pójdzie samo. Ówczesna lokalna arystokracja dziś to
oczywiście klasa rządząca oraz inwestorzy. Wiele „Janków” zastanawia się,
dlaczego mając pomysł nie mogą dostać swoich „skrzypek”.
Chcący przypodobać się elektoratowi i pozytywistycznie nastawieni politycy
co jakiś czas organizują konkursy pt.
Rozdajmy 1.000 skrzypiec dla naszych Janków
Pamiętacie konkursy wsparcia PARP 8.1 i jego wynik? Po 1.000 Stradivariusów
pozostało jedynie wspomnienie i zapach unoszącego się dymu. Kakofonii nikt nie
chciał słuchać, czyli kupować „innowacyjne” produkty. Może Janek jednak nie
miał talentu do skrzypek to może będzie grał na fortepianie. No to trzeba
próbować dalej i rozdać 1.000 Steinway’ów.
Politycy działają według prostego modelu. Boli? Weź tą tabletkę. Przejdzie
za 15 minut. Wszyscy to kochamy. Tyle, że źródło problemów jest dalej
niezdiagnozowane i problem powraca. A może coś jest jednak nie tak. Czyli jak?
Rozwiązanie wcale nie jest ani proste, ani szybkie. Najgorsze jest to że,
wymaga ciągłej adaptacji do zmieniających się warunków a my przecież wszyscy chcemy
szybko zarobić i odpocząć. Prawda?
Małe usprawnienia => duży biznes
Inspirującym startupem jaki spotkałem na targach CeBIT w tym roku. Przyglądnijmy
się na chwilę niemieckiemu SenseBox oraz w jaki sposób prosty
pomysł pasjonatów mikrokontrolerów Arduino przełożyć na ciekawy i rozwojowy biznes.
Firma zajmuje się dostarczaniem zestawów elementów mikrokontrolerów, akcesoriów
oraz sensorów dla użytkowników domowych (pasjonaci) oraz szkół.
Wydawać by się mogło co w tym unikalnego i niezwykłego. Przecież takie
elementy możemy kupić dosłownie wszędzie. Poszczególne element są na aukcjach
internetowych, w sklepach z elektroniką, można zamówić przez internet i po paru
dniach kurier dostarczy do domu. Prawda. Jest coś jednak w tym doskonałego dla
każdej nowej firmy. Rynek istnieje. Nie musisz go z mozołem tworzyć.
Użytkownicy są gotowi do zapłacenia za produkt i przekonani o wartości tego co
kupują. Należy zatem znaleźć coś unikalnego, aby wyróżnić się wśród tysięcy
innych podmiotów konkurujących na rynku.
SensBox to znalazło. Wykorzystało potrzebę użytkowników nie tylko do
posiadania elementów, z których coś można zrobić, ale dostarczając gotowe
rozwiązania „krok po kroku” w postaci lekcji które można znaleźć na ich
stronie. Lekcje są dopasowane do zestawów które sprzedają. W skrócie dostajesz
bardzo użyteczne pudełko z elementami a na stronie znajdziesz co z tym pięknego
można zrobić. Dostarczają zatem dodatkową wartość dla końcowego użytkownika.
Gotowe rozwiązania dla szkół chcących poszerzyć ofertę edukacyjną dla swoich
uczniów. Bardziej innowacyjne niemieckie szkoły mogą zamawiać samemu pudełka i
pobierać gotowe lekcje dla swoich uczniów. Biznes prosty i niezwykle skalowalny
z perspektywą dużych zamówień publicznych. Twoje zadanie to kupić hurtowo
elementy, zrobić lekcje i zapakować wszystko w jedno bardzo dobrze
zaprojektowane pudło.
Czyżby w Polsce na to nie wpadł wcześniej a przecież jesteśmy
przedsiębiorczym narodem? Jesteśmy. Nazwisko założyciela SenseBox to tylko
potwierdza – Thomas Bartoschek. Już nie musimy emigrować, aby normalnie żyć i
tworzyć nowe innowacyjne biznesy. Ważna informacja, która przyda nam się w
dalszej części. Biznes zaczynali na
rynku użytkowników domowych który nazywamy „rynkiem przyczółkowym” a następnie
skierowali swoje działania na rynek edukacyjny – „rynek docelowy”.
Dlaczego sam nie robię tego biznesu tylko dzielę się o tym przykładzie
publicznie? W Polsce prawdopodobnie wchodzimy w okres ostrego konfliktu
związanego z wprowadzaniem na siłę reformy edukacyjnej dla naszej grupy
docelowej, czyli młodzieży w wieku 12-16 lat. Przez następne parę lat nie widzę
możliwości rozwoju sprzedaży na rynek docelowy, a choć pomysł może być bardzo
atrakcyjny to powrót do centralnego sterowania, likwidacja władzy samorządów
nie stwarza możliwości sprzedaży do pojedynczych szkół i walidacji biznesu. Planując
działania staram się unikać niepewności, skrajnych emocji i potencjalnie ostrych
konfliktów. Nie sposób ich kontrolować.
Nasz pomysł na biznes
Nasz nowy startup, którego model biznesowy właśnie zaczynamy sprawdzać
także opiera się na istniejącym rynku. AmbasadaKodu.pl czyli nowa szkoła
programowania. W samej Warszawie istnieje co najmniej kilkanaście dobrych szkół
które uczą programowania zarówno dla dzieci jak i dorosłych. Mamy zatem
istniejący rynek, który rośnie z roku na rok. Jest to bardzo istotne, ponieważ
stwarza możliwość zaistnienia i „ukradnięcia kawałka tortu”. Problem z wejściem
na istniejący rynek zawsze polega, jak przysiąść do stołu, kiedy krzesełka przy
stole są już zajęte a nikt nie chce odejść nawet na chwilę.
Dla naszego startupu poszukujmy zatem możliwości znalezienia rynku
przyczółkowego, czyli miejsca które nie jest szczególnie istotne dla obecnych
graczy. Miejsce które szukamy musi nie być dla nich zbyt atrakcyjne za względu
na zbyt małą głębokość lub możliwości szybkiego zwielokrotniania tego samego
modelu biznesowego bez ponoszenia znacznych kosztów.
Jedyna zasada, którą musimy przyjąć to, że oferta musi być atrakcyjna dla
potencjalnych klientów. Efekt atrakcyjności można osiągnąć przez tworzenie tej
samej oferty co konkurencja i obniżanie ceny lub przedstawienie unikalnych
cech, których konkurencja nie oferuje.
Obniżanie ceny nie jest dobrym pomysłem, ponieważ wiąże się nieuchronnie ze
spadkiem zyskowności a konkurencja wykorzystuje efekt skali i optymalizacji
kosztów. Wolimy poszukać dodatkowych wartości dla klientów, których obecni
gracze nie oferują celem wyróżnienia naszej oferty.
Rezultat jaki chcemy w pierwszym kroku uzyskać, to sprawdzenie czy nasz
nowy zespół potrafi ze sobą współpracować, wykonywać powierzone zadania w celu ciągłego
racjonalnego zaspokajania potrzeb klientów i poszukiwania zyskownych miejsc dla
naszego biznesu.
Komentarze